Dawno, dawno temu…
Ta historia zaczęła się dawno temu. Tak dawno, że nie za bardzo chyba chcemy
to pamiętać. Ja z pewnością nie, dlatego przewinę kilka nieistotnych faktów.
to pamiętać. Ja z pewnością nie, dlatego przewinę kilka nieistotnych faktów.
…i tak wreszcie znaleźliśmy mieszkanie.
KONIEC
Tak to leciało. Całkiem niedawno podpisaliśmy umowę i odebraliśmy klucze. Muszę przyznać, że chyba komórki pamięci w mojej głowie zrobiły sobie wakacje, bo moje wyobrażenie na temat tego, co przecież widziałem na własne oczy (może nie najlepiej działające) nijak się miała do rzeczywistości. Dobrze, że ilość pokoi się zgadzała i pamiętałem, że do dużego pokoju wchodzi się na końcu korytarza dzięki czemu nie wszedłem do szafy. Pokoje wydawały się jakoś ładniejsze, zwłaszcza meble w dużym. Kuchnia też jakoś nie powala. Dobrze zapamiętałem lampę dyndającą na wysokości nosa, bo to jeden z nielicznych żyrandoli, na które mogę patrzeć z góry. Za to łazienka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Szczerze mówiąc, to radość, która nas ogarnęła przyćmiła wszelkie usterki. Gdy zamknęły się drzwi, a my zostaliśmy sami rozejrzałem się po mieszkaniu.
Ledwo właścicielka zamknęła za sobą drzwi, jeszcze nie zdążyła zejść dobrze po schodach, a wspomniana lampa już przestała świecić. Ale co tam, ja nie naprawię? Potrafię wymienić nawet żarówki w Oplu Merivie (a wbrew pozorom nie jest to wcale takie proste). Wcześniej jednak postanowiłem odkręcić zawory wody. Zaślepka w łazience, otwór 30 x 30 cm, a w środku 2 zawory. Zwykłe, najzwyklejsze, tyle że zasłonięte 30 rurkami, które same nie wiedzą do czego służą. Nie takie łamigłówki rozwiązywałem, nie takie labirynty przechodziłem. Udało mi się dotrzeć do zaworu. I to by było na tyle. Te zawory ostatni raz używane były pewnie za czasów Szwedzkiego Potopu. Pół godziny. Tyle zajęło mi odkręcenie ciepłej wody. Jako, że znałem już temat, z zimną poszło mi szybciej... niewiele, ale szybciej. Jeszcze szybciej poszło mi zakręcenie jej z powrotem, bo w pomieszczeniu obok spłuczka zapomniała do czego służy, a biorąc pod uwagę ceny wody naprawdę szybko byśmy się spłukali. Stuknąć, puknąć i pokręcić, prawie jak zawodowiec udało mi się rozwiązać (jak się później okazało tylko tymczasowo) i ten problem. Wróciłem do elektryczności. Wykręciłem jedną z żarówek w przedpokoju, by przywrócić jasność w pokoju, w którym mieliśmy wszystkie nasze rzeczy, a próba znalezienia czegoś w ciemności zazwyczaj kończyła się tak, że zamiast skarpetek wyciągałem szklanki do whisky (też przydatne), a szukając ręcznika trafiałem na gramatyczne repetytorium języka niderlandzkiego. Światło! Światło potrzebne na zaraz! Żarówkę dzierżyłem w dłoni, lampę znalazłem najprostszym sposobem. Szedłem tak długo, aż zawadziłem o nią nosem. Wykręciłem, przykręciłem pstryk i nic.
Lampa będzie musiała poczekać, skarpetki i ręczniki będę musiał znaleźć świecąc przed M. oczami.
Ledwo właścicielka zamknęła za sobą drzwi, jeszcze nie zdążyła zejść dobrze po schodach, a wspomniana lampa już przestała świecić. Ale co tam, ja nie naprawię? Potrafię wymienić nawet żarówki w Oplu Merivie (a wbrew pozorom nie jest to wcale takie proste). Wcześniej jednak postanowiłem odkręcić zawory wody. Zaślepka w łazience, otwór 30 x 30 cm, a w środku 2 zawory. Zwykłe, najzwyklejsze, tyle że zasłonięte 30 rurkami, które same nie wiedzą do czego służą. Nie takie łamigłówki rozwiązywałem, nie takie labirynty przechodziłem. Udało mi się dotrzeć do zaworu. I to by było na tyle. Te zawory ostatni raz używane były pewnie za czasów Szwedzkiego Potopu. Pół godziny. Tyle zajęło mi odkręcenie ciepłej wody. Jako, że znałem już temat, z zimną poszło mi szybciej... niewiele, ale szybciej. Jeszcze szybciej poszło mi zakręcenie jej z powrotem, bo w pomieszczeniu obok spłuczka zapomniała do czego służy, a biorąc pod uwagę ceny wody naprawdę szybko byśmy się spłukali. Stuknąć, puknąć i pokręcić, prawie jak zawodowiec udało mi się rozwiązać (jak się później okazało tylko tymczasowo) i ten problem. Wróciłem do elektryczności. Wykręciłem jedną z żarówek w przedpokoju, by przywrócić jasność w pokoju, w którym mieliśmy wszystkie nasze rzeczy, a próba znalezienia czegoś w ciemności zazwyczaj kończyła się tak, że zamiast skarpetek wyciągałem szklanki do whisky (też przydatne), a szukając ręcznika trafiałem na gramatyczne repetytorium języka niderlandzkiego. Światło! Światło potrzebne na zaraz! Żarówkę dzierżyłem w dłoni, lampę znalazłem najprostszym sposobem. Szedłem tak długo, aż zawadziłem o nią nosem. Wykręciłem, przykręciłem pstryk i nic.
Lampa będzie musiała poczekać, skarpetki i ręczniki będę musiał znaleźć świecąc przed M. oczami.
Zabraliśmy się za sprzątanie. Gdy ja przykleiłem się do okapu z różnych pomieszczeń docierał głos M. obwieszczający luźny zawias, albo inną klamkę. Po trzecim razie poprosiłem ładnie, by wszystkie takie usterki spisała, a ja, gdy tylko oderwę się od roboty (nigdy nie brzmiało to bardziej dosłownie) zajmę się wszystkim. Dwa dni, 4 gąbki i 7 litrów ciepłej wody później spojrzałem na lodówkę. Nie. To nie był paragon z TESCO, ale lista drobnych usterek, których naprawa zajmie mi pewnie z 1000 lat, zwłaszcza, że do połowy z nich nie mam potrzebnych narzędzi. Począwszy od weekendu ochoczo ruszyłem do pracy, podczas gdy M. wdzięcznie urządzała mieszkanie planując co gdzie leżeć będzie.
Wieczorem dumnie wszedłem do kuchni, gdzie M. przygotowywała kolację. Wymieniliśmy spojrzenia, podszedłem do lodówki. Pokazałem jej efekt mojej pracy. Przez te kilka godzin lista przybrała na wadze i teraz przypominała raczej rolkę papieru toaletowego, tyle, że gęsto zadrukowana drobnym pismem M.
Wieczorem dumnie wszedłem do kuchni, gdzie M. przygotowywała kolację. Wymieniliśmy spojrzenia, podszedłem do lodówki. Pokazałem jej efekt mojej pracy. Przez te kilka godzin lista przybrała na wadze i teraz przypominała raczej rolkę papieru toaletowego, tyle, że gęsto zadrukowana drobnym pismem M.
- Chcesz piwo? - zapytała niewinnie doskonale wiedząc, co czułem. Chciałem. Uratowało mi dzień.
fragmenty wideo pochodzą z filmu Kiler (reż. Juliusz Machulski) a także Christmas Vacation (reż. Jeremiah S. Chechik)