08 May, 2017

W co oni z nami grają?


Pamiętam wejście do jakiegoś pubu szczelnie wypełnionego wysokimi ludźmi. Pamiętam, że tata z wujkiem zajrzeli na chwilę, żeby coś sprawdzić. Ponad głowami mrugał na zielono ekran telewizora, przynajmniej tak to teraz pamiętam. Było lato, kolejny ciepły wieczór. Teraz już wiem, że było to 8-go lipca, ale wtedy miałem 6 lat i nie wiedziałem co się dzieje. Pamiętam też, że chwilę później wszyscy krzyczeli jeszcze bardziej, a my biegliśmy, zdecydowanie za szybko jak na moje możliwości. Tata mocno trzymał mnie za rękę. Pamiętam, że się bałem.

Jakiś czas później dowiedziałem się co się wtedy stało. Niemcy zostali piłkarskimi mistrzami świata. W przypływie radości zdemolowali część swojej stolicy. To było moje pierwsze starcie z futbolem.

Przez kolejne 20 lat stał się on częścią mojej codzienności. Czynnie, biernie, przed TV, na stadionie, sam lub z przyjaciółmi. Zarywałem noce oglądając Mistrzostwa Świata w USA czy Igrzyska Olimpijskie. poznałem czarne karty jego historii jak “boska ręka Maradony” czy wydarzenia z Heysel.

Latem 2000 roku świat obiegła informacja, że Luis Figo został nowym zawodnikiem Realu Madryt. To był prawdziwy cios zadany kibicom Barcelony. Był to też cios, od którego powoli wykrwawiać zaczął się cały futbol. Kapitan zespołu przeszedł do największego rywala. W gruzach legły wszystkie wartości jak oddanie, honor, czy lojalność. Transferowa karuzela rozkręciła się na dobre bijąc co chwilę finansowy rekord. Florentino Perez niczym Kopernik zmienił ball-ocentryzm w cash-ocentryzm. Piłka jest dla kibiców => kibice przychodzą dla gwiazd => gwiazdy trzeba kupić => zakupy muszą się zwrócić.





W kolejnych latach dzieło zniszczenia kontynuowali bogaci właściciele, kupujący najpierw kolejne kluby, a potem całą rzeszę piłkarzy. Sukcesów sobie nie kupicie - powiedział kiedyś Giggs o kolejnych zakupach lokalnego rywala. Słowa te okazały się prorocze i stały się niejako klątwą, którą za wszelką cenę próbują przełamać arabscy szejkowie. O ile na krajowych boiskach osiągają coraz większe sukcesy, to Europa pozostaje niezdobyta.
O ile jeszcze sam proces kupowania nowych piłkarzy, kuszenia ich coraz to wyższymi zarobkami, przypominający raczej promocje torebek w Lidlu, powoduje u mnie obrzydzenie, to wydarzenia poza(?)boiskowe są poza wszelkim komentarzem.
Wspomniana już bramka Maradony, czy kontrowersyjny gol z finału 20 lat wcześniej były wyjątkami, który potwierdzał tylko utarte zdanie, że futbol jest grą błędów. Polityka FIFA wedle której Mistrzostwa powinny być rozgrywane w każdym regionie świata skończyła się korupcyjną klapą, której finałem było zatrzymanie prezydenta FIFA, a także... jego przeciwników. Korupcyjna afera we Włoszech zakończona tak, żeby jednym zabrać laury i dokopać degradacją, a innym odebrać skrupulatnie wyliczoną liczbę punktów, by przypadkiem nie ominęła ich Liga Mistrzów. nie miało bynajmniej na to wpływu, że właścicielem jednego z nich był premier kraju. Losowanie, których wyniki potrafiłem przewidzieć mając naście lat to czysty przypadek. Oskarżenia, że przez wiele lat losowano tak, by w wielkim finale zagrały kluby z tego samego kraju, a potem miasta (co nastąpiło w 2014 i 2016 roku), zmieniły się w pogłoski, że losuje się tak, żeby taką możliwość wyeliminować. Teraz wyczekiwana jest pewnie historyczna obrona tytułu. Pewnie w tym roku…

Przemawia przeze mnie osobista gorycz? Niech przemawia. Po tym, co zobaczyłem w ciągu niespełna miesiąca jest mi totalnie obojętne kto wygra. Biali czy niebiescy. I nie chodzi tutaj tylko o skandaliczny poziom sędziowania, czy przepychanie drużyn do następnej rundy za wszelką cenę.



To, co mnie mierzi, uwiera jak drzazga w tyłku jest to, co dzieje się poza boiskiem. Publiczne kłótnie “gwiazd”, z których jeden słynie ze zdradzania żony oraz publicznego obrażania kraju, który reprezentuje, naciski, żeby mecz się odbył, mimo że kilka chwil wcześniej piłkarze doświadczyli bombowego zamachu. Zamiatanie błędów pod dywan, żeby tylko wizerunkowo wszystko się zgadzało, bo to elitarne rozgrywki. Jak to jest, że głupiec z gwizdkiem robi, co chce, a jego szef mówi, że nic się nie stało, że taki jest futbol, a dwa tygodnie później to samo robi inny ślepiec? Kogo interesuje mecz, który został już rozstrzygnięty dużo wcześniej? Kogo interesuje sport, w którym za głupie zachowanie jednych kibiców karze się ich zamknięciem stadionu na najbardziej oczekiwany mecz dekady, podczas gdy chwilę później w innym kraju dochodzi do zamieszek, zagrożenia życia i jedyną reakcją jest symboliczne wykluczenie drużyn, ale w zawieszeniu. To jakiś żart? Klub, który świadomie dopuszcza do takiej sytuacji, byle tylko sprzedać więcej biletów powinien zostać dla przykładu wyrzucony na kilka lat, żeby nikomu nie przyszło do głowy tego powtórzyć. Piłkarz, który na jednych mistrzostwach chełpi się tym, że wybił piłkę ręką i bezczelnie celebruje potem zwycięstwo po to, by 4 lata później ugryźć przeciwnika powinien dostać zakaz występowania na tej imprezie, bez względu na to jaką gwiazdą nie jest. Zresztą im większa gwiazda, tym większa kara. Bo jak to się dzieje w 9 lidze Cypru, czy 7 lidze Azerbejdżanu, to jest to lokalny problem, ale jak to robią światowe gwiazdy, to dają przykład młodym, dopiero zaczynającym swoje kariery. Skoro Messi czy inny Ronaldo może, to dlaczego inni nie?

Przestałem się interesować kolarstwem po aferze Armstronga. Biegi narciarskie to dla mnie ogólnie farsa. Formuła 1, to brudna gra o wielkie pieniądze, która po drodze zniszczyła kilka innych sportów. Teraz czas na piłkę. W tym sezonie nie obejrzałem jeszcze ani jednego meczu Ligi Mistrzów, co ostatnio zdarzyło mi się 26 lat temu, kiedy jeszcze była ona dla mistrzów, a nie dla bogaczy. I wiecie co? Nie tylko nie żałuję, ale też wiem, że była to najlepsza decyzja, bo futbol umarł. Współczuję tym, którzy nie pamiętają czasów jego świetności, czasów kiedy najważniejszy w klubie był menedżer, jak Ferguson, czy Wender, kiedy piłkarze całą karierę spędzali w jednym klubie, jak Giggs, czy Raul, kiedy wielkie drużyny odpadały po pięknej walce, a ich przeciwnicy potrafili docenić wartość zwycięstwa.

Futbol umarł.









fragmenty pochodzą z filmów: Kiler w rez. J. Machulskiego oraz Testosteron w reż. A. saramonowicza i T. Koteckiego.