16 May, 2016

Kosiarze umysłów







Świt.





Pierwsze promienie słońca wdzierają się przez szczelinę między zasłonami. Nasze światy rozdziela ciche brzmienie budzika, to już czwarte, ostatnie.




M. rozpoczyna swój
codzienny rytuał wyjścia.
Porusza się bezszelestnie,
łazienka, kuchnia, pokój.


Ja w tym czasie odbywam
senną podróż gdzieś tam
daleko po drugiej stronie powiek.


Prysznic, śniadanie,
gdziemojeklucze,
kawa, torba.


Przewracam się na drugą stronę,
w sumie, to nie wiem,
która z nich to druga.


Jeszcze telefon i słuchawki,
może zdąży się przytulić przed wyjściem.





Nie zdąży.





Nasze światy połączył dobiegający zza okna ryk. Jest 730. Moją głowę wypełnił odgłos skalnej lawiny, która wzburzona przez rozpędzone ostrze odbija się od każdego elementu kosiarki. Słyszę dokładnie każde uderzenie kamienia o metal, słyszę też każde słowo, które M. ma ochotę wykrzyczeć przez okno z trzeciego piętra. A może to moje własne myśli?


Otwieram oczy. Milczę. Ona też. Nie ma znaczenia dzień tygodnia, chociaż mi trafiło na ten najgorszy – poniedziałek. Strach jednak pomyśleć, co by było we wtorek, kiedy to ja wstrzymuję oddech, a M. może pospać, jedyny raz w tygodniu.


Nie ma znaczenia miejsce. Uwierzcie, że taka sytuacja irytuje tak samo w centrum, na Szczepinie, Fabrycznej, czy Kozanowie. Może na Maślicach trochę jakby mniej, bo tam zawsze wstawałem zanim zdążyli wypakować kosiarkę z przyczepy.


Mam wrażenie, że nawet sam Bóg musiał w niedzielę odpoczywać tylko dlatego, że jego tydzień zaczął się od symfonii warkotu silnika, chrzęstu kamieni i trzasku gałęzi z całych 5m2 trawnika pod jego oknami, którego skoszenie zajęło 16 minut, więc równie dobrze można to było zrobić w środę o 14:36.


Wiem dobrze, że nie tylko ja tego doświadczam. Tym bardziej wiecie jak to jest. To naprawdę nie jest takie trudne trochę pomyśleć. A może by tak zacząć pracę od drugiej strony, tam gdzie ulice zbiegają się przy skrzyżowaniu, a okna schowane są za drzewami i śmietnikiem? A może by tak zacząć w innym miejscu? W parku dwie ulice dalej, albo na pasie zieleni pobliskiej dwupasmówki?


Drogi kosiarzu. Wyobraź sobie swój urlop, albo L4 chociaż. Albo masz zamiar pospać dłużej, bo dzieci pojechały na kolonie i nie biegają od świtu po mieszkaniu. Albo wracasz do domu po pracy i chcesz odpocząć trochę. Wyobraź sobie, że gdy tylko zamkniesz oczy sąsiad z góry zaczyna wiercić udarem, albo kuje kafle z podłogi. Znam ten egzystencjalny ból, kiedy jesteś już po trzeciej kawie i drugim śniadaniu, tuż obok jakiś facet dopiero podnosi rolety. Pod twoim domem też przecież jest trawnik, a jeżeli nie, to są jeszcze liście do zamiatania dmuchawą, albo wirnik do odśnieżania. Nigdy nie wiesz, kiedy padnie na ciebie.




Zamiast kosiarki włącz myślenie.





07 May, 2016

Domowe Parowozy



Nic mnie bardziej nie irytuje niż ludzie, którzy robią coś tylko dlatego, że jeszcze nikt im tego nie zakazał. Za każdym razem, kiedy czekając na czerwonym świetle aż znikną z pola widzenia wszystkie organy ścigania, jakiś kretyn pali stojąc na nawietrznej (oni zawsze stoją na nawietrznej), mam ochotę wsadzić mu tę fajkę w odbyt. Każdego debila, który wskakując do tramwaju po sygnale, jeszcze w locie bierze ostatniego bucha, by potem uraczyć resztę pasażerów 4 litrami dymu z niebieskich LD albo Chersterfieldów, wysadziłbym przez okno prosto na przelatującą na zewnątrz latarnię albo podłączył do sieci trakcyjnej.



Łapka w górę, kto nigdy tego nie doświadczył.


fot. Mazurek


Z pomocą mogły przyjść e-papierosy, ale zanim stały się na tyle popularne, by coś zmienić zakazano ich używania, a za chwilę, dzięki nowej ustawie, dostać je będzie trudniej niż  morfinę. Nie wolno już palić w pociągach, na dworcach i przystankach, w pubach, restauracjach i szeroko pojętych miejscach publicznych. Kiedyś moi koledzy musieli zgasić papierosa tylko dlatego, że akurat znajdowali się w przejściu podziemnym. Jak więc jest możliwe, że wciąż można palić przy dzieciach? Każdego dnia widzę co najmniej tuzin domowych parowozów złożonych, z 40-letniego komina z czterema zębami i IQ na poziomie płyty chodnikowej oraz pchanego przez niego wózka, w którym płacze duszące się od dymu niemowlę. Co ten mały biedny człowieczek ma zrobić? To samo dotyczy szarpanych za rękę pięciolatków, które wcale nie chcą bawić się z rówieśnikami, czy iść na lody, tylko uciec z tej chmury dymu.



Są już ostrzeżenia o skutkach palenia, których nikt nie czyta. Są zdjęcia wyniszczonych organów, które nawet zdrowe nie wyglądają ładniej. Niedługo znikną ze sklepów wszystkie mentole i inne smakowe, czyli dokładnie to, co przeszkadza najmniej.



fot. Mazurek


Zamiast umieszczać durne obrazki na opakowaniu, może lepiej wziąć kawałek kartki i umieścić w jakimś kodeksie czy innej konstytucji jedno proste zdanie: zakaz palenia przy dzieciach.


 L.