Świt.
Pierwsze promienie słońca
wdzierają się przez szczelinę między zasłonami. Nasze światy rozdziela ciche
brzmienie budzika, to już czwarte, ostatnie.
M. rozpoczyna swój
codzienny rytuał
wyjścia.
Porusza się
bezszelestnie,
łazienka, kuchnia,
pokój.
Ja w tym czasie odbywam
senną podróż gdzieś tam
daleko po drugiej stronie powiek.
Prysznic, śniadanie,
gdziemojeklucze,
kawa, torba.
Przewracam się na drugą stronę,
w sumie, to nie wiem,
która z nich to druga.
Jeszcze telefon i
słuchawki,
może zdąży się przytulić
przed wyjściem.
Nie zdąży.
Nasze światy połączył dobiegający
zza okna ryk. Jest 730. Moją głowę wypełnił odgłos skalnej
lawiny, która wzburzona przez rozpędzone ostrze odbija się od każdego elementu
kosiarki. Słyszę dokładnie każde uderzenie kamienia o metal, słyszę też każde
słowo, które M. ma ochotę wykrzyczeć przez okno z trzeciego piętra. A może to
moje własne myśli?
Otwieram oczy. Milczę. Ona też. Nie ma znaczenia dzień
tygodnia, chociaż mi trafiło na ten najgorszy – poniedziałek. Strach jednak
pomyśleć, co by było we wtorek, kiedy to ja wstrzymuję oddech, a M. może
pospać, jedyny raz w tygodniu.
Nie ma znaczenia miejsce.
Uwierzcie, że taka sytuacja irytuje tak samo w centrum, na Szczepinie,
Fabrycznej, czy Kozanowie. Może na Maślicach trochę jakby mniej, bo tam zawsze
wstawałem zanim zdążyli wypakować kosiarkę z przyczepy.
Mam wrażenie, że nawet sam Bóg
musiał w niedzielę odpoczywać tylko dlatego, że jego tydzień zaczął się od
symfonii warkotu silnika, chrzęstu kamieni i trzasku gałęzi z całych 5m2
trawnika pod jego oknami, którego skoszenie zajęło 16 minut, więc równie dobrze
można to było zrobić w środę o 14:36.
Wiem dobrze, że nie tylko ja tego
doświadczam. Tym bardziej wiecie jak to jest. To naprawdę nie jest takie trudne
trochę pomyśleć. A może by tak zacząć pracę od drugiej strony, tam gdzie ulice
zbiegają się przy skrzyżowaniu, a okna schowane są za drzewami i śmietnikiem? A
może by tak zacząć w innym miejscu? W parku dwie ulice dalej, albo na pasie
zieleni pobliskiej dwupasmówki?
Drogi kosiarzu. Wyobraź sobie
swój urlop, albo L4 chociaż. Albo masz zamiar pospać dłużej, bo dzieci
pojechały na kolonie i nie biegają od świtu po mieszkaniu. Albo wracasz do domu
po pracy i chcesz odpocząć trochę. Wyobraź sobie, że gdy tylko zamkniesz oczy
sąsiad z góry zaczyna wiercić udarem, albo kuje kafle z podłogi. Znam ten
egzystencjalny ból, kiedy jesteś już po trzeciej kawie i drugim śniadaniu, tuż
obok jakiś facet dopiero podnosi rolety. Pod twoim domem też przecież jest
trawnik, a jeżeli nie, to są jeszcze liście do zamiatania dmuchawą, albo wirnik
do odśnieżania. Nigdy nie wiesz, kiedy padnie na ciebie.
Zamiast kosiarki włącz myślenie.