11 July, 2016

Nasza Atlantyda



Nikt nigdy nie pytał gdzie się spotykamy. Wszyscy wiedzieli gdzie jesteśmy. Przez te wszystkie lata na palcach jednej reki mogłem policzyć dni, kiedy nas tu nie było. Przychodziliśmy wieczorem i wracaliśmy rano.
Teraz nikt nie wie gdzie jesteśmy i wszyscy pytają gdzie się spotykamy. Teraz pojawiamy się tutaj rzadziej niż komety na niebie. Przychodzimy rano i wracamy wieczorem.







Dźwięki nie do końca nastrojonej gitary, której towarzyszyły fałszujące głosy wesołych i niezbyt trzeźwych studentów zastąpił szelest wypisywanych mandatów przy akompaniamencie epitetów wykrzyczanych z rozżalonych gardeł, a wszystko to pod czujnym okiem kamer, które wkomponowały się w krajobraz tego miejsca niczym ogrodowy krasnal w Parku Gaudiego.

Dlaczego? Bardzo poważnie pytam: DLACZEGO NAM TO ZROBILIŚCIE? Dlaczego zrobiliście to sobie? Dlaczego zrobiliście to temu miastu? Czym wszyscy: i My i Wy i to Miasto sobie na to zasłużyliśmy?

Bo tak bezpieczniej. Bezpieczniej i czyściej. Po nocnych spotkaniach miejsce pełne śmieci nie przedstawia się reprezentatywnie. „Spożywanie alkoholu sprzyja agresji, Wyspa jest miejscem niebezpiecznym. Starsi ludzie boją się tam przebywać, a teren miejski powinien służyć wszystkim mieszkańcom”.

Z całym szacunkiem do porządku i bezpieczeństwa… Nigdy, NIGDY nie widziałem by jakakolwiek starsza osoba była zagrożona przez bawiących się studentów. Z jednej, bardzo prostej przyczyny: emeryci w nocy śpią! A gdy już dotrą swoim spacerowym krokiem na wyspę mogą zastać tam co najwyżej zbłądzonego łabędzia, który szuka drogi do domu.









My się bawimy. Nie jest to zabawa w paralizatory, gaz łzawiący i kamienny deszcz. Nie ma tutaj agresywnych małolatów, którzy czekają na prowokację, albo sami prowokują. Oni stoją przed komisariatami, to tam jest niebezpiecznie. Je też zlikwidujecie? Niebezpiecznie jest też w autobusach i na przystankach. Co do porządku, to jedyną rzeczą, która może odstraszać potencjalnych turystów są psie kupy pozostawione przez szczekające mopy tych emerytów, którzy ze względu na kłopoty zdrowotne nie są w stanie się schylić, żeby sprzątnąć przetrawioną karmę. Butelki i puszki skrupulatnie zebrane i zgniecione o wschodzie słońca czekają już w workach przed skupem surowców.

Co za przypadek, że w tym samym czasie jak grzyby po deszczu rosną pływające bary i restauracje zacumowane wokół, w których całkiem legalnie można się napić, a jedyna różnica wynosi jakieś milion złotych od litra, co według moich wyliczeń nie do końca jest kompatybilne ze studenckim budżetem.


Fragment z filmu "Poranek Kojota"




Ja wiem, że trzeba z czegoś finansować przekazywane biskupom kamienice w rynku, z czegoś trzeba płacić przeciętnym kopaczom, którzy swoim stylem nie są w stanie zapełnić nawet w połowie wybudowanego specjalnie dla nich stadionu, do którego też przecież trzeba dopłacać.

Studenci od zawsze byli częścią tego miasta. Nie popełnijcie błędu sąsiadów znad Warty, którzy wszystkich adeptów wiedzy pod pozorem rozwoju infrastruktury wyeksmitowali na peryferia. Miasto bez studentów jest czyste i sterylne. Jak eksponat w formalinie. Będzie pięknie, czysto i spokojnie. Zabraknie tylko życia. Emerytów kiedyś zabraknie, a studenci, jeżeli raz wyjadą w inne miejsce, to już nie wrócą. Jak bociany, którym jakiś głupiec zniszczył gniazdo.

Niech się dzieje tutaj wszystko. Koncerty, kino i bary na tratwach. Ale nocą dajcie nam się bawić. Niech jeden z symboli tego miasta przetrwa jak najdłużej.






No comments:

Post a Comment