25 July, 2016

rowelove




Mimo obiekcji, które w tym temacie mają niektórzy członkowie rządu nie da się nie zauważyć, że coraz więcej naszych rodaków ślepo zapatrzonych w zachód zmienia wygodne 4 kółka na posiadającą tylko połowę z nich zmorę naszych czasów - rower[1].




Zawalidrogi, na które trąbią kierowcy, klną przechodnie, a kierowcy autobusów lubują się w ochlapywaniu kałużami, jak tylko dotkną chodnika, to o ile uchylą się przed lasem babcinych torebek, zbierają punkty wraz z pokwitowaniem od Panów w Niebieskim. Z pomocą wszystkim niedoszłym zwycięzcom Tour de France przyszedł urbanistyczny wynalazek, jakim bez wątpienia jest rowerowa ścieżka. Ich sieć, która do niedawna wyglądała jak mapa autostrad w Polsce lat 90-tych rozwija się niczym tasiemiec, pochłaniając przestrzeń zarówno chodników jak i ulic, ku irytacji wszystkich innych uczestników ruchu.

Jak sobie można łatwo wyobrazić, niczym byk na korridzie wszyscy użytkownicy chodników zdecydowanie wolą tę czerwoną jego część. Dlatego na i tak wyboistej już drodze rowerzystom wyrastają wszyscy, którzy mają jakieś kółka, choćby jedynym było to od kluczy.

Gdy już cykliści pokonają ten slalom gigant niczym Hermann Maier w Nagano[2] ścieżka znika niczym leśny skrzat albo mydlana bańka po zetknięciu z palcem znika, by pojawić się dwa skrzyżowania dalej po drugiej stronie ulicy. Według przepisów rowerzyści powinni w tym miejscu wjechać wprost pod rozpędzone auto, a najlepiej teleportować się do kolejnego fragmentu, by kontynuować szarżę między sprzedawcami owoców a smyczami łączącymi psy zwiedzające zarośla ze stojącym na przystanku właścicielem.

Rowerzyści stali się celem stróżów prawa, którzy niczym gracze Pokemon GO polują na każdego, kto zaledwie pomyśli o jeździe chodnikiem. A gdyby tak odwrócić sytuację? A może by tak przyjrzeć się wszystkim innym?



Deskorolka to nie jest rower. Hulajnoga też nie. O ile jeszcze rolki rozwijają jakąś prędkość, to deskorolka, a tym bardziej hulajnoga z napędzającym ją 6‑latkiem, bardziej stoi niż jedzie. Ale co na rowerowych ścieżkach robią matki z dziecięcymi wózkami albo istna plaga w okolicach Biedronki: staruszki z torbami na zakupy??

Może by tak schować mandatowe bloczki, oszczędzając tusz i papier, i pouczyć społeczeństwo, że ścieżka jest rowerowa nie bez przyczyny. Jeżeli nie to warto by było wprowadzić osobną ścieżkę dla matek z wózkiem. A co z hulajnogą? Też niech ma swoją i koniecznie jeszcze jedna dla staruszek z zakupami. To proponuję jeszcze osobną ścieżkę dla deskorolek i bezapelacyjnie dla matek z wózkami!

Jeszcze tylko każdą trzeba oznaczyć i jest:

Wrocław, ul. Popowicka / Wejherowska


Odnoszę dziwne wrażenie, że coś poszło nie tak...




To może jednak rowery na ścieżki, a reszta grzecznie chodnikiem?

















[2] Hermann Maier - austriacki narciarz alpejski, złoty medalista IO w Nagano [1998] w konkurencji Slalom gigant oraz Supergigant





1 comment:

  1. Jako ze jestem matka z wozkiem a czasami nawet i dwoma na raz;) wiem ze swojego doswiadczenia jak jest:) swietne spostrzezenia :)warszawa pozdrawia wroclove:)

    ReplyDelete